Czarnobyl – upadek legendy
Po obejrzeniu zwiastuna filmu „Czarnobyl. Reaktor strachu” ma się nadzieję, że to kolejny dobry film z rodziny found footage. Niestety, tym razem na sali kinowej czuje się raczej niesmak niż strach. Nie ma porównania z „Cannibal Holocaust” Rugerro Deodato, który jest niekwestionowanym ojcem gatunku.
Jeżeli chodzi o sam temat, jest interesujący. Prypeć, opuszczone w pośpiechu miasteczko robotnicze. Jedna z największych katastrof, której skutki odczuwane są do dziś. Przy takich tematach granica między sztuką, a śmiesznością jest bardzo cienka. Tu została przekroczona.
Osoby, które zostały w mieście, przedstawiono jako monstra zjadające ludzi. Lekarzy i strażników jako sadystów. W moim odczuciu jest to krzywdzące dla wszystkich, którzy w pośpiechu 27 kwietnia 1986 roku opuszczali swoje domy i nie tylko dla nich.
Trzeba zostawić, że w niektórych momentach film może przestraszyć, bodajże w 2. Grupa młodych Amerykanów i Norweżka chcą poczuć czym jest „ekstremalne zwiedzanie”.
Okazuje się, że Oren Peli zaczerpnął pomysł z przygód Scooby Doo. Niemożliwe? A przecież to właśnie w znanej bajce dla dzieci, drużyna z wana tajemnic czekała w środku aż się ściemni i wtedy wychodziła w straszne miejsca, oczywiście rozdzielając się. Tu było podobnie, tylko bardziej krwawo.
Film „Czarnobyl. Reaktor strachu” warto obejrzeć tylko dla zdjęć miasta, które notabene powstawały w Serbii i na Węgrzech. Ale tego już się nie czepiajmy.
Nasza ocena: 2
"Czarnobyl. Reaktor strachu" obejrzycie na dużym ekranie w Centrum Filmowym Helios.
Fot. materiały prasowe dystrybutora filmu